Czułów jest dzielnicą znaną głównie za sprawą starej papierni i przyfabrycznych osiedli robotniczych, jakie zaczęły tu powstawać na przełomie XIX i XX wieku. Jednak, czy ktoś z Państwa wie, że w cieniu fabryki, na tle ważnych historycznych wydarzeń prawdopodobnie rozgrywała się miłosna historia wojennego jeńca i pewnej kobiety? I czy wiecie Państwo, że w fabryce papieru pracowali Australijczycy?
Pragniemy powiedzieć odrobinę o historii Czułowa i zdradzić sekret ciekawej znajomości…
DZIEJE CZUŁOWA, CZYLI JAK WOKÓŁ DAWNEJ FABRYKI CELULOZY POWSTAŁA DZIELNICA TYCHÓW
Czułów to dzielnica Tychów zlokalizowana w północnej części miasta, którą niegdyś porastały lasy otaczające tyską wieś.
Co takiego zatem musiało się wydarzyć, by zielony, malowniczy krajobraz stał się tyską dzielnicą?
Tereny, na jakich obecnie znajduje się dzielnica, były we władaniu Księcia Pszczyńskiego, który podjął decyzję o wycince drzew, by zwiększone zostały obszary, gdzie można by postawić budynki mieszkalne. Wykarczowano zatem lasy, a pozyskane drewno przeznaczono na wzniesienie domków. Działania takie były odpowiedzią możnowładcy na potrzebę lokalnej społeczności.
Domki, jakie wzniesiono na terenie dawnego lasu nazywano chałupami, natomiast zamieszkałe w nich rodziny chałupnikami. Do każdej z chałup przynależał niewielki obszar ziemi i łączka.
Jak możemy sobie wyobrazić, dawniej wieś tyską otoczyły niepozorne drewniane domki, otulone przez połacie ziemi ornej i łączek, tworzące skupisko składające się z zaledwie kilku gospodarstw. Stąd też obszar ten można było określić mianem przysiółka.
Swoją nazwę Czułów zawdzięcza właśnie pierwszemu chałupnikowi, który nosił nazwisko Czuł.
FABRYKA CELULOZY I CZERWIEŃ CEGŁY FAMILOKÓW
Na przełomie XIX i XX wieku powstała fabryka, w której początkowo produkowano celulozę. Zapewne ze względu na potrzeby pracowników fabryki w stosunkowo niedługim czasie w jej okolicy wzniesione zostały zabudowania mieszkalne, tworzące zespoły wielorodzinnych budynków. W ten oto sposób na Czułowie pojawiły się pierwsze familoki – symbol śląskich osiedli robotniczych.
II WOJNA ŚWIATOWA I AMBITNY PLAN PRZEBUDOWY CZUŁOWA
Niemcy zajmując tereny polskich miast snuli plany dotyczące rozbudowy infrastruktury, przebudowy dróg i ogólnego rozwoju komunikacji między metropoliami. Ich plany, często ambitne, wybiegały jednak zbyt daleko w przeszłość, gdyż jak pokazał bieg historii, czasowo dzierżyli władzę. Po tym jak działania wojenne ustały z marzeń o dominacji Rzeszy pozostały wyłącznie niezrealizowane plany i projekty. Część ciekawych rozwiązań i pomysłów, często z drobnymi zmianami wdrażana była w życie, choć oficjalnie nikt nie wspominał o tym, że urzeczywistniony plan był wizją niemiecką.
Podobna historia wydarzyła się w Czułowie. Widząc potencjał w prężnie działającej fabryce papieru, Niemcy stworzyli projekt, mający na celu dynamiczny rozwój robotniczego osiedla, przynależnej do niego infrastruktury oraz sieci dróg wewnętrznych. Ambitny plan zakładał wybudowanie autostrady, jaka łączyłaby dwa duże miasta – Berlin i Kraków. Miał zostać stworzony także kanału, łączący Wisłę z Odrą, co z kolei wiązało się z rzecznym transportem słomy.
Słoma miała stanowić materiał z jakiego po wdrożeniu technologicznych udoskonaleń można wyprodukować papier.
Niemcy działali z reguły szybko i konkretnie, dlatego też mając przekonanie o tym, iż są niezwyciężeni podjęli stosowne kroki i zainicjowali budowę autostrady. Zaczęli karczować las, nawet nie przypuszczając, iż coś może pójść nie po ich myśli. Tym oto sposobem po niemieckiej wizji pozostał jedynie dokument w postaci planu rozbudowy Czułowa, jaki przez długie lata znajdował się w archiwum papierni.
Gdyby niemiecka wizja ziściła się w całości to przez Czułów biegłaby nie tylko potężna autostrada relacji Berlin-Kraków, ale również osiedla robotnicze przeszłyby kompletną metamorfozę. Przez rozbudowanie infrastruktury rozumiano wybudowanie kortów tenisowych, boisk i basenu.
CIEKAWA ZNAJOMOŚĆ W NIESPRZYJAJĄCYCH CZASACH
Niemieckie plany rozbudowy pochodzą z 1942 roku. Rok później do fabryki papieru zaczęli napływać jeńcy wojenni. W skutek działań niemieckich na terenie Czułowa stworzono obóz pracy o numerze E701. Zasilono go jeńcami z Anglii, Kanady a nawet Australii.
Zapewne ze względu na język, jakim posługiwali się jeńcy oraz fakt, iż mimo różnych narodowości zasilali oni wcześniej szeregi Królewskich Sił Zbrojnych Wielkiej Brytanii, tutejsi nazywali ich po prostu „Anglikami”.
Wśród 57 jeńców znajdowali się specjaliści, których praca usprawniała funkcjonowanie samego obozu. Część „Anglików” doskonale znała się na elektryce, stąd też przydzielano ich do różnych prac, w których niezbędna była fachowa ręka. Na podstawie przekazów ustnych żyjących jeszcze świadków tamtych wydarzeń wiadomo, iż Anglicy charakteryzowali się wyjątkowo przyjaznym usposobieniem i mimo sytuacji w jakiej się znaleźli, ich pracy często towarzyszył śpiew. I tak anglojęzyczne piosenki niosły się echem po całej fabryce.
Nic w tym dziwnego, że „Anglicy” zwracali na siebie uwagę i budzili sympatię wielu osób. Do tego cechowały ich również dobre maniery i schludny wygląd.
W tych jakże niesprzyjających okolicznościach nawiązała się znajomość między jedną z dziewcząt, mieszkającą tu – w Czułowie i jeńcem wojennym, który pochodził z odległej i egzotycznej na tamte czasy Australii.
FOTOGRAFIA NA PAMIĄTKĘ
Dawniej zakochani i przyjaciele, którzy darzyli się sympatią nie tylko pisali listy, ale również na pamiątkę znajomości wręczali sobie fotografie. Nawet jeśli los sprawił, że kontakt między nimi się urwał, stare zdjęcie miało przypominać drugiej osobie o tym, że kiedyś byli dla siebie bliscy. Zapewne, gdyby nie fotografia przedstawiająca przystojnego, postawnego żołnierza i płyta nagrobna na krakowskim cmentarzu, o tej relacji nic nie byłoby nam wiadomo.
Zdjęcie, na którym jest Jerry Lee znajduje się w prywatnym albumie, należącym do dziewczyny pochodzącej z Czułowa – Cecylii Pech, która pracowała w fabryce papieru w czasie II wojny światowej. To właśnie tu w starej papierni ich drogi się skrzyżowały.
Patrząc na los jeńców i konfrontując sposób w jaki traktowano osadzonych w innych obozach, „Anglicy” mieli się tutaj wyjątkowo dobrze. Otrzymywali spore racje żywnościowe, docierały do nich nawet paczki, których zawartość była różna w zależności od kraju w jakim je pakowano. Zdarzało się tak, że otrzymywali nawet czekoladę i papierosy.
Czas pracy „Anglików” też nie wskazywał na to, by pracowali oni ponad siły. Jeńcy wykonywali swoje obowiązki przez osiem godzin dziennie, za co otrzymywali płacę, która stanowiła 60 procent pensji jaką pobierali niemieccy pracownicy.
Mimo przyzwoitych warunków w obozie nie wszystkim jeńcom udało się przeżyć. Osoby zmarłe i wykazujące objawy choroby transportowano do Łambinowic. Podobno tu w Lamsdorfie znalazł się także Jerry Lee.
Pani Cecylia dowiedziała się, że jej znajomy znalazł się właśnie w Łambinowicach, gdzie miał mieć wykonaną operację. Później dotarła wieść, że niestety jej nie przeżył.
Co dokładnie spotkało wojennego jeńca? Tego nie wiemy.
Wiadomo jedynie, że strzelec Jerry Lee spoczął w polskiej ziemi. Pamiątką po nim jest nagrobek, znajdujący się w Kwaterze Wspólnoty Brytyjskiej w Krakowie.
W obozie Lamsdorf zmarło ponad 500 Brytyjczyków. Ich zwłoki zostały ekshumowane i przeniesione na teren Cmentarza Rakowickiego. Płyty nagrobne wykonane z niezwykła dbałością o szczegóły oprócz godła pułku zawierają często skromne epitafia.
*Zdjęcie Kwatery Wspólnoty Brytyjskiej na krakowskim cmentarzu pochodzi ze strny:
By Zygmunt Put – Praca własna, CC BY-SA 4.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=90380383
** Zdjęcie fabryki:
By Lajsikonik – Praca własna, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=7763504