Sentymentalny powrót do dawnych śnieżnych dni i zimowych graczek

Tegoroczna zima nie jest łaskawa dla bajtli, które dalej siedzą w oknach z ślepiami wlepionymi w niebo, czekając na płatki śniegu.

 

 

Ponad połowa ferii zimowych już za nami, a tutaj białego puchu jak nie było, tak nie ma i zdaje się, że na próżno go wyglądać. Dawniej zdawało się być inaczej… I choć wiemy, że były również ciepłe zimy, to sięgając pamięcią w przeszłość wracamy do czasów, gdy srogi mróz przeistaczał wodę w lód, malując na szybach fantazyjne wzorki. Doskonale znamy również smak sopli, wspominamy wspólną zabawę na ślizgawce, bitwy na śnieżki czy kulanie bałwana.

Dziś ciepanie się śniyżnymi kulkami czy rysowanie tafli zamarzniętego jeziora w trakcie jazdy na łyżwach jest niemalże mityczną opowieścią, którą opowiadamy najmłodszym…

 

 

FERIE – CZAS IDEALNY NA POZNANIE ZIMOWYCH GRACZEK

 

Zima jest czasem równie dobrym na zabawę, jak inne pory roku, podstawą jednak jest śnieg i delikatny mrozik, bez którego większość graczek nie ma racji bytu. Zabawie sprzyja również fakt przypadających w tym okresie ferii zimowych, w trakcie których dzieci mają czas poznać wiele ciekawych dyscyplin sportowych.

 

Dawniej, na śląskich podwórkach aż roiło się od małych amatorów sportów zimowych. Do ślizgania na kiełzaczce, służyły szlyndzuchy czyli łyżwy, określane w różnych częściach Śląska również jako szlyjzuchy, śliżdzuchy, ajkule, ajskule lub w zależności od swojego przeznaczenia jako holyndry lub hokajery, czyli łyżwy przeznaczone do szybkiej jazdy w trakcie gry w hokeja na lodzie. Podobnie jak na łyżwy, tak i na ślizganie jest całe mnóstwo określeń. Przykładowo do dziś godo się kiołzanie, kiełzanie, klojzdanie, gliczowanie lub też holyndrowanie. A to wszystko zapewne dlatego, iż Ślązacy tak bardzo upodobali sobie zimową rozrywkę, jaką jest jazda na łyżwach.

 

HOKEJ GÓRĄ!

 

Największą popularnością, zwłaszcza wśród starszych bajtli cieszył się hokej na lodzie, z tą różnicą, że zamiast kija hokejowego z prawdziwego zdarzenia w dłoniach otulonych przez rękawiczki młodziki dzierżyły stare paryzole, które w niczym nie przypominały profesjonalnej hokejkryki, ale zdawały się nadawać do tego idealnie. Jako krążek na lód rzucano kawałek gumy lub drewna, którym szybko i łatwo można było miotać po zimnej tafli stawu czy jeziora, bo o prawdziwym lodowisku również nie było mowy. Plusem takiej ślizgawki był fakt, iż była ona darmowa, a czas jazdy wytyczało szybko zachodzące słońce i donośny głos mamulki, krzyczącej: „Do dom!”

 

Bardziej zamożni mogli asić się łyżwami przykręcanymi do podeszwy butów przy pomocy specjalnego wihajstra, takiego klucza, który umożliwiał przytwierdzenie ostrej płozy do szczewików. Mieć takie holyndry to było coś…

 

Z braku laku dobry jednak kit, dlatego kto nie miał takich wytwornych szlyndzuchów sam robił sobie łyżwy przebijając druty do drewnianych chodaków. Gięto również blachę, nadając jaj kształt litery „C”, jaką następnie przytwierdzano do butów przy pomocy pasków. Takie to tanie rozwiązania dawało równie wiele frajdy w trakcie zabawy na ślizgawce.

 

NIE MA JAK TO SONKI

 

Kolejnym, pełnym adrenaliny zajęciem było zjeżdżanie na sonkach lub jak nie było sonek na własnych galotach, na podeszwach szczewików lub szkolnym tornistrze, czyli pukeltaszy. Co prawda istniało duże prawdopodobieństwo wyślizgania dziury na samej rzyci, jednak czym byłaby ta zabawa bez odrobiny ryzyka.

 

Największe szczęście mieli chłopcy, bo to właśnie ich torby zapinały się z boku, co było wyjątkowo wygodne w trakcie zjeżdżania po ośnieżonych górkach lub beszongach – pokrytych warstwą śniegu nasypach kolejowych.

 

Bajtle organizowały również zawody w zjeżdżaniu, co miało najczęściej miejsce wieczorną porą. Na tę okazję dzieciaki przynosiły z domu najróżniejsze przedmioty, które posiadały powierzchnię wprost idealną do ryzykownych zjazdów z górki – były nimi drewniane koryta, waszbret, miski jak również napompowane dętki. Wszystko zależało od fantazji i tego, co bajtel chwycił wymykając się z chałpy.

 

CO ROBIĆ, GDY ŚNIEGU NIE MA?

 

Na samą myśl o dawnych zimowych graczkach łza kręci się w oku. Wielka szkoda, że nasze bajtle zamiast spędzać czas na mroźnym lufcie, najczęściej spędzają czas przed telewizorem. Warto zastanowić się, co zrobić, by zachęcić ich do aktywności, nawet jeśli śniegu nie ma, a zimowe dni są zdecydowanie krótsze.

Może najwyższy czas wziąć pod uwagę skutki globalnego ocieplenia i znaleźć alternatywne rozwiązanie na graczki w trakcie ferii zimowych?

Redakcja

Redakcja serwisu TwojeStrony.info